Terapeutyczna moc Świąt

O dziwo na te Święta nie padłam na żadnego wirusa, nie zżera mnie też żadna bakteria. Jedyne co mi dolega to jakiś nerwoból pod łopatką promieniujący do obojczyka i lewej ręki. To podobno z przejedzenia. Wolę tę wersję niż wersję ze stanem przedzawałowym jako motywem przewodnim - taka diagnoza przyszła mi do głowy jako pierwsza... No bo co. Niby jestem okazem zdrowia ale kto tam wie, co się czai w moich obciążonych genetycznie miażdżycą żyłach. ;-) Ale to chyba jednak rzeczywiście przejedzenie. Drugi dzień ładuję w mój skurczony do niedawna żołąd dobra wszelakie. Bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Żeby lepiej się trawiło zalewam to procentami. Sączę winko, gapię się w telewizor i na mrygającą choinkę i... pierwszy raz od lat nie chce mi się ryczeć.
W te Święta mentalnie cofnęłam się do dzieciństwa. Mnie lub bardziej świadomie bawiąc się w Świętego Mikołaja dla naszych dzieci nakupowaliśmy zabawek, o których marzyliśmy gdy sami byliśmy brzdącami - między innymi gadającą lalkę i zdalnie sterowany samochód. Trzydzieści lat temu dostawaliśmy prezenty dalekie od marzeń. Do dziś pamiętam biały golf, którego nigdy nie założyłam (był okropny!) i książkę do nauki gry w szachy. Kurzy się na półce w domu rodziców pewnie do dziś. ;-)
Wczoraj odbiliśmy sobie braki z dzieciństwa, ha! Zabawą lalą, naćpanie się słodyczami i wyklejenie paciorkami pudełka na skarby okazało się świetnym antidotum na dorosłe problemy. Przynajmniej do poniedziałku ;-)
Wesołych Świąt!

PS z dnia następnego.
Jednak mojej (świeckiej) tradycji świątecznego porykiwania stało się zadość pod wpływem filmu The Holiday. Z Cameron Diaz i Judem Law. Jezu, jaki on cudny!...

Komentarze

Popularne posty