Emocje, biznes i mężczyźni


Nosiłam się z tym tematem od jakiegoś czasu, ale że właśnie wszedł mi nowy case, postanowiłam w końcu napisać. Będzie o emocjach w biznesie. A dokładniej o tym, jak mężczyźni przypisują nam, kobietom, kierowanie się emocjami. „Histeryzujesz”, „masz zły dzień”, „masz okres?”, „dawno nikt cię chyba nie przeleciał” – takie argumenty padają od współpracowników płci męskiej, będących w wieku 35+, z którymi jesteś na stopie koleżeńskiej. Kaliber tekstów rośnie wraz ze stopniem zażyłości. Faceci generalnie uważają, że jak cię znają, to mogą ci tak powiedzieć, kiedy z jakiegoś powodu nie zgadzasz się z nimi, wyrażasz swój sprzeciw, masz zastrzeżenia do jakości ich pracy i otwarcie je artykułujesz.

Ci którzy cię nie znają też zakładają, że jesteś emocjonalna. Kiedy opublikowałam post o tym, jak jeden z oferentów nie odpowiedział na maila, w którym dziękowałam za poświęcony czas i wyjaśniałam, dlaczego wybrałam kogoś innego, i że po tym nie wzięłam go pod uwagę przy kolejnym zapytaniu ofertowym, jeden z komentujących panów napisał:  Czyli rzadza jednak emocje... Tyle ze polane sosem "niech sie ucza, jak mnie obslugiwac".

WTF? Jakie emocje? Jeśli ktoś nie odpowiada na takiego maila, po wcześniejszych dwóch spotkaniach i kilku mailach na temat wycenianego projektu, to po prostu jest nieprofesjonalny. Nie ogarnia obsługi klienta. Albo się sfochował po prostu, co dla mnie też jest wyrazem braku profesjonalizmu. Emocje w biznesie warto trzymać na wodzy, panowie. Zatem to, że nie wzięłam go pod uwagę przy kolejnym zapytaniu, jest oczywiste. Nie chodzi o uczenie kogokolwiek czegokolwiek. Nie nauczę faceta dobiegającego czterdziestki już niczego przecież. W ogóle nie mam takich ciągot, nawet wobec dwudziestolatków. :-P Chodzi o to, że nie widzę powodu, żeby pracować z ludźmi, którzy nie panują nad emocjami. Robota ma iść do przodu, nie mam czasu na certolenie się.

Albo taki case: inwestor, który chciał sfinansować moją apkę. Też byliśmy na stopie koleżeńskiej. W trakcie ustalania udziałów w przyszłej spółce powiedział, że chce mieć punkt przewagi, jako „głos rozsądku”. Gdyby pojawił się jakiś większy inwestor, żebyśmy nie straciły (dwie kobiety w planowanej spółce) głowy. Powiedziałam, że po tym, co przeszłam w życiu już nie tracę głowy. Nie uwierzył. W końcu jest 20 lat starszy, więc mnie się tylko wydaje, że znam siebie samą. Kiedy mu podziękowałam po jakimś czasie za spółkę, co było wynikiem tego, iż w trakcie ustalania umowy z wykonawcą, wykazał się stylem prowadzenia biznesu, którego ja nie akceptuję, sam zareagował jak obrażony gówniarz. Wyliczył słabe wg niego punkty projektu (wcześniej ich nie widział jakoś), po czym ochłodził relacje, aż zerwały się zupełnie. Nie rozumiałam tego, bo prywatnie cały czas go lubiłam. Po prostu nie chciałam robić z nim biznesu, czego motywy wyjaśniłam klarownie.

Panowie, kiedy następnym razem będziecie chcieli imputować kobietom emocjonalność w biznesie, ugryźcie się w język. Te z nas, które jakiś prowadzą, są racjonalne do bólu. I reagują dojrzale, gdy ktoś się z nimi nie zgadza, lub rezygnuje ze współpracy. Zły dzień? Owszem, ostatnio poranki mam nienajlepsze, obciążenie odpowiedzialnością. Ale to trwa pół godziny. Mam wybitną zdolność autoregulacji nastroju. Ale nawet jeśli odpowiadam w tym gorszym momencie na maila biznesowego, to nie tracę głowy. Więcej – pomaga mi to dojść do siebie. Moje emocje są prywatne, to czy coś mi pasuje w sposobie realizacji zlecenia, lub nie, nie ma nic z nimi wspólnego. Wiele razy z niesmakiem obserwowałam jak znajomi mężczyźni przerzucają swoje prywatne frustracje na klientów. Fatalne zachowanie. Ja w połogu, w trzeciej dobie po urodzeniu dziecka, wpuszczałam klientów siedząc na recepcji. Jak zwykle uśmiechnięta, chociaż z ciągnącymi szwami. Serio, ugryźcie się w język.

Na koniec jeszcze: często piszę o dwudziestolatkach i o tym, że często mam problem z facetami po 35 roku życia. Różnica w podejściu do kobiet pokolenia lat 90. jest taka, że oni nas szanują. Widzą i doceniają inteligencję, nie pozwalają sobie na szowinistyczne teksty. Słuchają, kiedy do nich mówimy (rzadkość u starszych kolegów). Mam wrażenie, że to wynika z tego, że wychowywali się wśród kobiet, które miały coś do powiedzenia w życiu, często wychowywały ich samotnie. Nie wyobrażam sobie, żeby któryś powiedział: „histeryzujesz” albo „dawno nie miałaś seksu”. Akurat oni dobrze wiedzą, że niedawno miałam. 😉

Komentarze

Popularne posty