"Ziutki i spółka" cz. VI

Aśka szczęśliwie szybko doszła do siebie wykorzystując najstarszą metodę świata na zasklepienie uczuciowych ran - "klin klinem". "Klin" był obiecującym młodym adwokatem z ciągotami do wschodnich sztuk walki. Co sprawiało, że pod modnym, świetnie dobranym garniturem rysowało się bardzo ładnie wyrzeźbione ciałko. Taaak. Aśka za swoje cierpienia młodego Wertera dostała całkiem miły bonus od Losu. Gadałyśmy sobie o tym z Anką czekając aż rozpromieniona Aśka dotaszczy do stolika pucharki z tiramisu.
- "Dziewczyny, nie znacie jakiejś fajnej, wolnej laski, która poleciałaby na Młodego?" - zapytała Anka gdy pucharki trzymałyśmy już w rękach. Pytanie zakończyła ciężkim westchnieniem, co oznaczało, że próby zaprzyjaźnienia się z aktualną flamą braciaka spełzły na niczym.
- "Nie, nie znamy" - spojrzałyśmy się z Aśką po sobie. Po czym spojrzałyśmy się na Ankę. Wyczekująco.
Anka nie zawiodła nas - za chwilę miałyśmy pełny obraz indywiduum zwanego Małgorzatą.
Niewyżyta twórczo Pajączyca okazała się samotną matką dwulatka. Według Anki - pełną lęków, natręctw i kompleksów.
- "Wy wiecie, że ona do tego biednego malca woła per Stanisław bądź - Synu!? A to taki słodki mały Stasio... Biedny maluch biega wśród białych mebelków w białej wykrochmalonej koszuli i nie daj Boże, żeby się pobrudził!" - Anka zawsze lubiła dzieci i widać było że chłopczyka autentycznie jej żal.
- "Tak się produkuje nieszczęśników i zboczeńców" - stwierdziła autorytarnie Aśka nawiązując do znanej maksymy iż dzieci dzielą się na czyste i... szczęśliwe. Bądź co bądź wiedziała trochę na ten temat - w dorosłym życiu trafiała co rusz na takich wyrośniętych "Stasiów". Cała nadzieja w prawniku...
- "Coś w tym jest... Siedziałam w tym sterylnym mieszkaniu i zastanawiałam się jaki wewnętrzny chaos musi mieć ktoś, kto dąży do takiego uporządkowania otoczenia. Pamiętacie seminarium z psychologii percepcji przestrzeni?" - Anka zawiesiła głos. Pewnie, ze pamiętałyśmy. Wykład uroczej pani psycholog sprawił, że całkowicie usprawiedliwiłyśmy własne bałaganiarstwo
- "Pamiętacie, co mówiła... żeby uważać na ludzi, którzy mają na biurku przesadny porządek i natemperowane ołówki ułożone według rozmiaru..."
- "Oooo, to o ołówkach to moje ulubione. Uratowało mi życie" - stwierdziłam, mając na myśli Adama - faceta, którego spławiłam tuż przed ślubem z uwagi na te ołówki właśnie. Życie z takim pedantem to koszmar. Nie to co Małżon i jego skarpetki walające się po mieszkaniu.
- "No i ta cała Małgorzata to robi! Ona w wolnych chwilach temperuje ołówki" - oznajmiła Anka ze zgrozą. - "Strach się bać, dziewczyny, strach się bać!"
No tak. Wyglądało na to, że laska jest nieźle zaburzona. Chyba najbardziej z dotychczasowych wybranek Młodego.
- "Co z tym facetem jest nie tak?" - Anka zakończyła swój psychoanalityczny wywód pytaniem, na które bynajmniej nie oczekiwała odpowiedzi. Wałkowałyśmy ten temat setki razy zawsze z jednakowym rezultatem. Ten typ tak ma i już...

Komentarze

Popularne posty