Oddam męża w dobre ręce albo: nietypowy rozwód.

Rozwodzimy się. Tym razem decyzja jest ostateczna i nieodwracalna. Próbowaliśmy różnych sposobów: terapii, rozmów, kompromisów, odejścia, ponownego zejścia. I co? I nic. Diagnoza jest pewna: niezgodność charakterów uniemożliwiająca dalsze wspólne życie takiej jakości co by się bez ofiar obyło. O szczęściu osobniczym nie wspomnę. Teraz zostało to tylko przed sądem udowodnić. ;-)

Wszystkich dziwi to, że nie wyglądamy jakbyśmy się rozwodzili. No bo nie wyglądamy :-) Wreszcie pewni tego czego od życia chcemy (zupełnie czegoś innego ;-) nie oczekujemy że to drugie się zmieni i to da. Uff, jaka ulga! Od razu nie ma się o co kłócić. ;-) Nie ma też obaw co do dzieci i firmy. Nadal pozostają tym, co wspólnie bardzo kochamy. I dzieci i firma w rękach rodziców szczęśliwie rozwodzących się - rozkwitają. I rodzice rozkwitają też. Bo rozwód nie musi być tragedią dla nikogo. Więcej - może być cudownym początkiem nowego, lepszego życia. (Oczywiście nie od początku było tak różowo, to był proces. Nie da się przecież spokojnie przerwać tylu wspólnych lat jednym cięciem...)

Sceptyków informuję: można rozwodzić się spokojnie i z klasą, ha! Wystarczy uszanować to co się razem przeżyło, uszanować człowieka w człowieku kiedyś najbliższym i mieć na uwadze dobro dzieci. Bo dobro dzieci to wcale nie trwanie przy sobie na siłę ale właśnie rozejście się w przyjaznej atmosferze, gdy już człowiek wie, że jego szczęście gdzie indziej i z kim innym... Dzieci żyjące w związkach, w których nie tylko miłość i namiętność ale nawet zwykła ludzka sympatia wygasła, niczym najlepsze radary, odczuwają napięcia między rodzicami. Tkwienie w takiej chorej grze pozorów nic nikomu dobrego nie przynosi. No chyba tylko tyle że rodzice mogą sobie do woli narzekać na swoje pieskie życie. Bo dzieci wychodzą z takiego domu kulawe - z wypaczonym pojęciem na temat bliskości i związków.

Parcie w społeczeństwie na utrzymanie związku "dla dobra dzieci" jest niesamowite. Jak się potem wychylą tacy delikwenci jak my, zjawia się cała masa "doradców": "myślcie o dzieciach", "nie da się prowadzić firmy razem po rozwodzie", "ona cię w skarpetkach zostawi" i inne życiowe "mądrości". Cóż... sami tkwią z gównianych związkach i szlag ich trafia, że ktoś ma odwagę zmienić swoje życie. Bo chce być szczęśliwy i nie chce narzekać.
(Notabene: nie zostawi w skarpetkach, więcej: właśnie odmalowała mu mieszkanie i koszule nadal prasuje, bo nie może patrzeć jak do pracy i na randki wymemłany chodzi. :-P W atmosferze szczęścia i radości obfitości wszelakiej starczy dla obojga. Nikt nikogo w skarpetkach zostawiać nie musi.)
Zawsze miałam w głębokim poważaniu tzw. społeczny dowód słuszności. Bo to że coś statystycznie częściej występuje jeszcze nie znaczy, że jest normalne. :-P
Dla dzieci lepiej mieć rodziców "rozdzielnych" ale z osobna szczęśliwych i ze sobą nie walczących niż żyć z mamuśką, która na myśl o seksie z tatuśkiem ma odruch wymiotny i tatuśkiem, który małżeńskie frustracje zalewa przy piwku z kolegami. To co że wspólne wakacje w Egipcie jak atmosfera gęsta, że nożem można kroić. Na nic to nikomu. Dzieci czmychną z lodowatego domu i tak za chwilę. W mieszkaniu zostaje parka z syndromem japońskim czyli dwoje obcych sobie ludzi. Ona stara i zaniedbana, on brzuchaty i śmierdzący. Nie-rozwód po polsku... Cud jak mają jeszcze energię żeby coś fajnego w życiu zrobić...
My nie chcemy ani nie-rozwodu ani rozwodu po polsku. Wprowadzamy własne standardy. Dla dobra dzieci i własnego.

Komentarze

tomasz.palus pisze…
Ech, się zanosiło na to, był tu nawet kiedyś post o tym, ale go skasowałaś... i okazało się, że posta można skasować ale nieuniknionego nie :)
matka (p)Olka pisze…
skasowałam tego o zakochaniu się na nowo i o powrocie :-) złapałam paranoję, że sąd to znajdzie i rozwodu nie da :-D
tomasz.palus pisze…
Nie sądzę, żeby jego wysokość Sąd grzebał w necie, ale na mediację rodzinną to na bank was wyśle. Get ready :)
matka (p)Olka pisze…
paranoja najczęściej nie ma przesłanek logicznych ;-)

już się mediowaliśmy u terapeuty... ;-) żaden mediator nie zmieni sytuacji. co do dzieci jesteśmy zgodni, porozumienie mamy spisane... koleżance dali bez mediatora. liczę na jedno spotkanie.
Tato pisze…
No to gratulacje!

Mam znajomych, którzy wprawdzie bez związku żyli (więc może trochę łatwiej z punktu widzenia formalno-prawnego), ale za to z dziećmi, więc tu nie ma znaczenia i podeszli do tematu podobnie jak Wy do Waszego.

Nie ma co gadać. Znam osobiście o wiele więcej chorych związków niż dobrych rozstań.

I stąd gratulacje.
matka (p)Olka pisze…
Dzięki serdeczne :-)

Popularne posty