Życie ze wstydem

Wstyd to z jednej strony dobry nauczyciel, ale z drugiej - dręczyciel. Z dzieciństwa bardzo dobrze pamiętam lekcję dotyczącą pieniędzy. Poszłam na lody, sprzedawczyni wydając resztę pomyliła się - dostałam za dużo drobniaków. Od razu się zorientowałam i uradowana z nagłego "zarobku" poleciałam do domu pochwalić się babci. Babcia skrytykowała to, co zrobiłam i kazała pieniądze oddać. Wstyd towarzyszący temu pamiętam do dziś. Do budki poleciałam w te pędy. Pochwała ze strony sprzedawczyni była dodatkowym pozytywnym wzmocnieniem - już nigdy nie wzięłam nic, co do mnie nie należy, a w kwestii reszty i rozliczania cudzych pieniędzy jestem bardzo skrupulatna.
Każdy z nas na pewno pamięta takie doświadczenie. Ten mechanizm wykorzystywany jest w Szwecji do zapobiegania recydywie (kiedyś chciałam studiować resocjalizację...). Dąży się tam do zacieśniania więzi przestępców z ich środowiskiem społecznym - wstyd towarzyszący świadomości, że zrobiło się coś złego, coś przeciwko społeczności, ma silną wartość resocjalizującą. Co w połączeniu z niskimi wyrokami zapadającymi w tym oświeconym kraju daje im wysokie współczynniki skuteczności ich systemu penitencjarnego. Tyle o pożytkach ze wstydu.

Z drugiej strony przez wstyd często niszczymy sobie życie - szczególnie my, kobiety. W dzisiejszym Newsweeku tekst pt. "Tak trzeźwieje Polka" opatrzony jest wstępem: "Wstyd jest silniejszy od wszystkiego. Jest tak dojmujący że kobieta woli umierać /.../ byleby tylko nie przyznać że jest alkoholiczką". Ten wstyd dotyczy nie tylko kobiet z problemem alkoholowym. Doświadczają go także kobiety żyjące w związkach, w których jest przemoc. Szczególnie te wykształcone - niegłupie i niebrzydkie. Takie, o których mówi się, że "mogą mieć wszystko" (i "każdego"). Na zewnątrz nic nie mówi o tym, że żyją w piekle. Robią perfekcyjny piar swoim mężom i małżeństwom (po rozstaniu często słyszą że "no jak to przecież byliście taką udaną parą?!"... chyba "udawaną"...), publiczne gafy partnera maskują własnym promiennym uśmiechem, a szczegóły z życia rodzinnego skrzętnie chowają dla siebie. Wstyd im przed znajomymi, że tak pięknie zapowiadający się związek okazał się ich wielką porażką, wstyd przed sąsiadami, że słuchają nocnych awantur, wyzwisk i stuków przedmiotów rzucanych o podłogę (a ich sufit), wstyd przed rodzicami (i niechęć do martwienia ich), wstyd przed dziećmi, gdy patrzą jak źle tata traktuje mamę. Wstyd jest większy niż ból, strach i samotność. Łzy łykane po ciosie w udo na przednim siedzeniu samochodu ("jak mogłaś nie wziąć gotówki na drogę?!"), żeby tylko dzieci nie zauważyły ze swoich miejsc, że coś jest nie tak. Łzy łykane w nocy w łóżku po tym, gdy chciałaś wspólnie uczcić zawodowy sukces (lub swoje urodziny) a w "prezencie" dostałaś awanturę. Łzy łykane na fotelu przed telewizorem, gdy leci romantyczny film, łzy po wymuszonym seksie... Gdy zaczyna pojawiać się wstyd przed samą sobą i bunt - czemu ja się na to godzę??? - pojawia się światełko w tunelu. To nie Ty masz się wstydzić, wstydzić powinien się on... Zasługujesz na lepsze życie. Zasługujesz na Całe Dobro tego Świata. Tylko musisz w to uwierzyć...

Ostatnio trafiłam na link do artykułu: http://partnerstwo.onet.pl/1562921,3502,,kobieta_na_zakrecie_dasz_rade,artykul.html. Te wszystkie historie są tak do siebie podobne...

Komentarze

Anonimowy pisze…
Cześć Olu, z tym wstydem i destrukcyjną jego siłą to masz rację. Zwłaszcza w naszej polskiej kulturze "w kółko" czegoś nie robimy, bo "wstyd". Aż wstyd się przyznać ile jest rzeczy, z których człowiek rezygnuje bo się wstydzi - mimo, że jest dorosły. Wstyd podejść do kobiety na ulicy i powiedzieć, że pięknie wygląda (pomyśli, zwłaszcza w Polsce - "zboczeniec, obśliniony i niedomyty prostak"), wstyd jest uprawiać seks na stole, bo nie "po bożemu", wstyd jest się łajdaczyć, bo "co ludzie powiedzą"... I żona w kółko się czegoś wstydzi (po tylu latach?)... Ciekawe, czy to tylko kwestia wychowania w Polsce? Jeśli tak to trzeba mieć niefart - tyle bardziej "wyluzowanych" narodów na świecie jest, a mnie się właśnie trafiło być Polakiem. I jeszcze każą być dumnym, bo się mogę za darmo powstydzić wszystkiego... nie przeszkadzam.
matka (p)Olka pisze…
Coś w tym jest... ja się nie wstydzę niczego co robię i mówię (już niczego... jeszcze było to "coś" do niedawna ale to nie ja powinnam się była wstydzić...) i niektórzy w naszym społeczeństwie (głównie kobiety) uważają, że jestem dziwna taka "otwarta i bezpośrednia". Szczególnie te zakompleksione mają ze mną "problem". Bo faceci uważają najczęściej że jestem bardzo fajna. :-))))) I jak też tak uważam.... Grunt to lubić siebie ;-)
Myślę że to kwestia wychowania. Dziewczynki za moich czasów się strofowało, uczyło się je wstydu (teraz to chyba w druga stronę poszło..). Ja byłam traktowana trochę jak chłopiec, nigdy nie dawano mi odczuć że intelektualnie odbiegam. Wręcz przeciwnie, tata bardzo wspierał mój rozwój i talenty. Dlatego jestem bardzo niezależną jednostką. :-) I odważną. Żyję jak uważam i się nie wstydzę. ;-)

Popularne posty