...a w sercu ciągle maj

Jako dziecko byłam nad wiek odpowiedzialna i "dojrzała". Taka Stara-Malutka. Co się dziwić - młodziutka Mama nie za bardzo była przygotowana do swojej roli (aczkolwiek wyszła jej ona nad podziw dobrze - głównie dzięki zaraźliwej radości życia i wspieraniu moich samodzielnych wyborów). A potem pojawił się Misiek i zostałam Starszą Siostrą. Kto jest najstarszy w rodzeństwie ten wie - swoiste piętno nad-odpowiedzialności i potrzeby opiekowania się całym światem (notabene: wczoraj u kosmetyczki wysłuchałam całego wywodu o tym jak to Starsze Siostry wybierają sobie na partnerów Facetów-Z-Problemami. Teoria ma ręce i nogi - już jako nastolatka odczułam to własnej skórze...). Pancerz samokontrolującej się, "sierjoznej" mądrali zrzuciłam ( i utopiłam w morzu wypitego alkoholu ;-) dopiero na studiach.

Od pięciu lat, od kiedy sama zostałam Mamą, przeżywam swoje dzieciństwo niejako na nowo. To prawdziwe upłynęło mi (jak większości rówieśników) w siermiężnych warunkach: na szarym blokowisku z szarymi zabawkami i wyrobami "czekoladopodobnymi" na osłodę. Boże, jak zazdrościłam koleżankom, które miały rodzinę za granicą i dzięki temu przepustkę do "lepszego świata" kolorowych piórników i bajecznych kredek... Pamiętam, że moim ulubionym zajęciem było wertowanie zachodnioniemieckich katalogów wysyłkowych - kładłyśmy się z przyjaciółką na łóżku jej mamy, kartkowałyśmy strona po stronie i wybierałyśmy, co chciałybyśmy mieć. Pod koniec dochodziłyśmy do działu z zabawkami i oczy wychodziły nam z orbit...

Katalogowy sen się ziścił. Moja córka ma to wszystko o czym ja mogłam tylko pomarzyć. Uwielbiam te wszystkie lale, kucyki, różowe domki. Trzniam konsumpcjonizm, który symbolizują i chromolę ambicje estetyczne absolwentki architektury. Głównie interesuje mnie dopieszczenie małej Oli w Aleksandrze. Pielęgnowanie "dziecka w sobie" uważam za ważną powinność względem duszy i ciała (co nie stoi zupełnie na przeszkodzie temu abym była jednocześnie odpowiedzialną i dająca poczucie bezpieczeństwa matką...).
No właśnie... Zawsze najwięcej radości miałam obcując z dziećmi (i z niektórymi osobami starszymi, które - jak powszechnie wiadomo - dziecinnieją z wiekiem ;-). Generalnie w ludziach pociąga mnie (i chyba nie tylko mnie...) to wszystko, co "dziecięce" (nie mylić z "dziecinnym" ;-) - szczerość, radość, entuzjazm, ciekawość świata, spontaniczność i PROSTOTA. Sama pielęgnuję w sobie te cechy. Czym narażam się czasami na kpiny mentalnych tetryków. Ale co tam... To nie mnie grozi miażdżyca, zawał i inne choroby cywilizacyjne. ;-)

PS. Ostatnio widziałam mężczyznę po sześćdziesiątce jeżdżącego na rolkach. Wzbudził mój niekłamany podziw. I mocne postanowienie, że ja też tak będę. Z moim poziomem sił witalnych jest to całkowicie realne ;-) Ale wtedy pewnie wymyślą coś o niebo fajniejszego...

Komentarze

tomasz.palus pisze…
uuu, te katalogi z marzeniami! Ja też miałem ich kilka...

Popularne posty