Pokolenie JPII

Zacznę od tego, że mam w sobie coś z dziecka: łatwo wpadam w zachwyt. Nad wszystkim. Mam mocny "program pozytywny" - rzeczywistość kodyfikuję sobie plusami, często bagatelizując minusy (dla równowagi żyję z facetem, który ma dokładnie odwrotnie - to podobno szansa na wspólne osiągnięcie sukcesu, ale bywa męczące ;-). Aktualnie przeżywam zachwyt nad współczesnymi dwudziestolatkami. Jakoś tak życie ostatnio postawiło kilka "sztuk" na mojej drodze. Po kilku latach bratania się z rówieśnikami i pokoleniem 40+ to miła, odświeżająca odmiana. Jedyny mankament takich kontaktów, to to że jestem klasyfikowana przez nich jako "Pani". Z jednej strony rozumiem - też tak miałam w tym wieku, z drugiej: trochę to boli, bo człowiek w środku wciąż ten sam - dwudziestoletni - ale jak widać powłoka już mocno zużyta się robi. ;-) Tu nasuwa mi się pewna anegdota z życia wzięta. Kiedy miałam jakieś 18-19 lat długo nie widziana ciocia na jakimś rodzinnym spotkaniu rzekła - ni to stwierdzając ni pytając: "Oleńka, ty to się chyba bardzo podobasz mężczyznom". Na co Oleńka: "Ciociu... ale ja się podobam tylko takim starym dziadom po trzydziestce". (Tak... Oleńka zawsze wolała młodszych. Albo przynajmniej rówieśników ;-). Ciocia przytaczała tę rozmowę zawsze jak chciała delikatnie "dokopać" jakiemuś koledze. :-))))
Ale wracając do tematu: żyłam w przekonaniu, że pokolenie JPII to musi być jakieś zblazowane, rozpieszczone i Bóg wie co. Z tego schematu myślowego wyciągnął mnie artykuł Jacka Żakowskiego zamieszczony w którejś wakacyjnej Polityce. Konkretów nie pamiętam, ale generalnie wyszło na to, że rewelacja, że samoświadomi, że ach i och. No i co widzę? No widzę, że rewelacja! Uczą się, pracują, imprezują jak Bóg przykazał. Rozsądni, inteligentni, wiedzący czego chcą (albo przynajmniej mający zarys). Mają nieograniczone możliwości i w większości chyba zdają sobie z tego sprawę (ale tak pewnie stwierdza każde pokolenie obserwując młodszych kolegów ;-).
Chylę czoła...

Komentarze

Popularne posty