Mały chłopiec w wielkim mieście

Brunko poznaje świat. Zima nie nastrajała do eksplorowania nieznanego, a poprzedni sezon wiosenno-letni chłopina przeżył jeszcze we względnej nieświadomości. Teraz wędruje na całego. Przemierza dzielnie ulice i co rusz wydaje dźwięki zaciekawienia. Co mnie dziwi najbardziej, to zainteresowanie, jakie Brunko wzbudza w mijających nas facetach. Mała Lenka była zaczepiana przez kobiety, Brunko przez obie płcie, jednak z naciskiem na tę "brzydszą". Mężczyźni w różnym wieku ewidentnie wzruszają się na widok gościa-mikrusa opitolonego na zapałkę i ubranego "po męsku" (z nieodzownym bezrękawnikiem w szlaczek typu "kamuflaż" - dar nieocenionej Cioci Moniki).
Brunko lubi sobie trzymać nonszalancko ręce w kieszeniach i zadzierając małą główkę przygląda się wszystkiemu uważnie. Panom daje się zaczepiać raczej chętnie, kobiet albo się wstydzi albo ich adorację przyjmuje z niechęcią. Te pogadanki z nieznajomymi są bardzo miłe. A to jakaś piątka przybita przez Brunka, a to (prawie udana!) próba uprowadzenia nieletniego. Maluch garnie się do tej męskiej energii, która płynie z silnych męskich dłoni (a także z kręcących się kół pojazdów i pracy silnika spalinowego, nawet jeśli to silnik kosiarki). Gorzej, jeżeli te dłonie nie są zbyt... czyste. Ponieważ od dziecka traktuję cały rodzaj ludzki z jednakową uprzejmością i szacunkiem, niekiedy muszę się mocno nalawirować, żeby łagodnie odeprzeć zalew ciepłych uczuć tzw. "elementu" do mojego synka. Skądinąd doświadczenia z "elementem" mam dobre. Niejednokrotnie pospolity pijaczek ma więcej człowieczeństwa niż buc w wypasionym aucie... Ale brak higieny odstrasza. I muszę kombinować jak odseparować dziecko tak, żeby nie urazić niczyich uczuć...
Mocnych przeżyć dostarczyła mi pewna pani, która zaczepiła Brunka z balkonu. Kobiecina rzuciła mu maskotkę, którą musiałam inteligentnie przechwycić z racji jej ewidentnego brudu. Rozochocona niewiasta po chwili zniknęła w mieszkaniu z obietnicą znalezienia kolejnej zabawki. Nie zważała na moje łagodne próby zniechęcenia jej, więc postanowiłam zmyć się po angielsku. Nieskutecznie! Wyszła do nas z obiecaną zabawką. Z niepewnym uśmiechem podziękowałam ukrywając rodzące się obrzydzenie. Czym prędzej zniknęłam za rogiem wyrzucając dary kilkanaście metrów dalej. Zapełniony zabawkami kosz zamaskowałam papierami. A nuż babina będzie tamtędy przechodzić...

Komentarze

Popularne posty