"Pro-choice"

Dokładnie sześć lat temu zagnieździła się we mnie mała zygota. O istnieniu mikroskopijnego pasożyta dowiedziałam się dzięki badaniu krwi gdy miał kilka (naście?) milimetrów i 5 tygodni. Jednak moje ciało zmianę spowodowaną przez zasiedlenie małego Kosmity odczuło trochę wcześniej. Okropny posmak w ustach i mdłości na początku zrzuciłam na karb grzybowej uczty. Jednak gdy, mimo utrzymującego się stanu z pogranicza nudności, w sklepie zapałałam chęcią pożarcia ogórków kiszonych i kapusty zaczęło do mnie docierać, że najprawdopodobniej jestem w ciąży.
Takie stworzenie rozwijające się w brzuchu matki jest egoistą doskonałym. Nic go nie obchodzi, że matka uwielbia na śniadanie wypić kawę. Skoro jemu kawa nie służy - matka też jej pić nie będzie. Bo nawet jakby chciała, to twarz jej wykręca z obrzydzenia. Ma w dupie, że matka pracuje zawodowo i lubi swoją pracę. Organizm "nosicielki" ma kumulować energię. Więc pasożyt odcina jej zasilanie w ciągu dnia i zmusza do nieplanowanej drzemki. Matka lubi lekkie jedzenie, dwa posiłki dziennie. A gówno! Teraz będzie wsuwała co 2 godziny bo żołądek ssie. Ma być kalorycznie i treściwie. W ten sposób w każdej ciąży matka przytyje 17 kilogramów.
Potem, gdy zasiedlona duszą zygota wyjdzie na świat, kontynuuje swój plan zniewolenia biednej kobiety, która teraz będzie niedosypiać i odmawiać sobie wszelkich przyjemności na rzecz bezbronnego potomka. Tak to sprytnie Matka-Natura wymyśliła, że nawet taka osoba jak ja, dla której wolność jest wartością nadrzędną, dała się zniewolić. I to z uśmiechem na ustach. To było/jest piękne i potrzebne mi niewolnictwo. I każdej kobiecie go życzę. Ale... Na wszystko jest czas i miejsce. Dlatego nigdy, przenigdy nie namawiałabym szesnastoletniej dziewczyny na urodzenie dziecka. Tak jak sama nie chciałabym rodzić kolejnych dzieci... (Przynajmniej na razie. Bo kto wie, co mi strzeli do głowy za parę lat. ;-)
I szlag mnie trafia kiedy pielgrzymki nadgorliwych kobiet w wieku po-produkcyjnym pod przywództwem faceta o nieokreślonej orientacji seksualnej odzianego w czerń, napastują gabinety ginekologiczne i odmawiają prawa do aborcji nawet tym kobietom, które wyjątkowo "nabyły" to prawo w świetle ustawy z racji stanu zdrowia lub innych dramatycznych okoliczności. Jakby, cholera, samo wyrażenie woli nie mogło dać tego prawa...W końcu to moja macica i moja zygota. Jeżeli nie chcę się dla niej poświęcać, bo w danym momencie życia nie jest mi to na rękę - nikt nie ma prawa mnie do tego zmuszać. I jestem przekonana, że dusza, która miała plan zasiedlenia rozwijającego się we mnie zarodka, wybaczy mi ten "egoizm" i znajdzie sobie innym dom.
Swoją drogą... wkurzające jest też to, że wszelkie środowiska "pro-life" interesują się losem poczętego (nienarodzonego) życia tylko do momentu jego ukonstytuowania się w postaci noworodka. Narodzone życie maja generalnie w dupie. Niech się matka buja...

Komentarze

Popularne posty