Zdjęcie do CV

Od pewnego czasu noszę się z zamiarem pójścia do pracy. (Tak jakbym nie robiła już na 3 etaty ;-) Raz, że przyszedł czas na zmiany a dwa... no cóż: proza życia.
Włosy mi się dzisiaj nawet fajnie ułożyły no to poszłam i strzeliłam sobie fotę. Oczywiście z "lepszego profilu" - w końcu moja podobizna ma być zachęcająca. ;-) Pani fotografka zrobiła mi kilka ujęć do wyboru ale oczywiście najlepsze było pierwsze - to "moje". Potem zniknęła na długo za kotarą. Siedziałam, czekałam i nawet mi do głowy głupiej nie przyszło, że kobieta w tym czasie udoskonala moje odbicie na ekranie monitora. Kiedy zobaczyłam efekt nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać. To nie byłam ja! "Ale mnie pani zretuszowała. Za ładna tu jestem. Gdzie moje zmarszczki?" - wypaliłam. Kobieta wraz z pomagającym jej mężem stropili się. "Jeszcze nikt nie narzekał, że nie ma zmarszczek na zdjęciu... Wszystkim się podoba". - "Mnie też się podoba. Ale to nie ja" - trwałam przy swoim. Rozbawiona sytuacją zabrałam fotki i płytę, na której miałam nadzieję znaleźć oryginał, aby - bez narażania się na kpiny - użyć go w moim nowym CV. Po drodze przyglądałam się maleńkim fotografiom, na których moja twarz - pozbawiona zmarszczek i pociążowych plam wygląda i owszem - ładnie, ale dziwacznie. Ponieważ na płycie nie znalazłam oryginału wzięłam telefon i zadzwoniłam do zakładu z pytaniem, czy mają go gdzieś. "Bo ujęcie mi się bardzo podoba ale ten retusz fatalny." Pani, nieco smutna, powiedziała, że pewnie nie ma, bo wywala na bieżąco i szkoda, że nie powiedziałam, że nie chcę retuszu. Ludzie! Kilka lat nie robiłam sobie zdjęć u fotografa i do głowy mi nie przyszło, że robi się tak daleko posunięte manipulacje wizerunku! Pani uznała mnie za dziwaczkę. Stwierdziła, że ma pierwszy taki przypadek, że klientka chce na zdjęciu mieć zmarszczki... A co!? Ciężko na nie zapracowałam! I nie zamierzam się ich wyrzekać. Owszem - fajnie byłoby wyglądać jak Elżbieta Starostecka w czasach gdy grała w "Czarnych Chmurach", ale latek i bruzd przybywa. Spłacam dług młodości za brak trądziku, drugi dług za głupotę (opalanie!) i trzeci za lenistwo (nieodpowiednia pielęgnacja). Ale w życiu nie czułam się lepiej i nie lubiłam się bardziej.

Często słyszę albo czytam, że kobiety mają problemy z zaakceptowaniem swojego ciała, bo jako dziewczynki bawiły się lalkami Barbie. Co za bzdury! Jeżeli matka dziewczynki ma problem ze swoją kobiecością (szczególnie tą "dojrzałą") to na mur przekaże to dziecku. Nawet jeśli dziecięcy pokój będzie wypełniony po brzegi drewnianymi konikami (zaryzykuję stwierdzenie, że szczególnie wtedy ;-). Jak dziewczynka ma wyrosnąć na zadowoloną z siebie kobietę jeżeli wszystkie kobiety w jej otoczeniu albo się odchudzają albo zamierzają się odchudzać i ciągle narzekają na swój wygląd?... I są najszczęśliwsze kiedy widzą swoje wyretuszowane do granic absurdu fotografie...

Komentarze

Popularne posty