Kieres w szafie, Starzyński z obsraną głową czyli… patriotyzm mój codzienny
Polacy wracają z Wielkiej Brytanii i rejestrują się w urzędach pracy. Masowo. Tak jak masowo wcześniej wyjeżdżali. Nie ma się czemu dziwić. Wyspiarze podobno zaczynają się burzyć przeciwko obcokrajowcom pobierającym zasiłki z ich wyspiarskiej kasy.
Kiedyś podejmowaliśmy w rozmowach wątek emigracyjny. "Spakujmy się i wyjedźmy". Bo gdzieś "tam" miało nam być łatwiej. Ksenofobką nie jestem ale kosmopolitką też nie. Po liźnięciu zagranicznego życia zdecydowanie stwierdziłam, że moje miejsce jest nad Wisłą. Konkretnie w naszej szpetnej Warszawce, której nie chciałabym jednak zamienić ani na malowniczy Gdańsk czy Kraków – gród "z duszą". Kocham swoje miasto (aczkolwiek trudna to miłość, jak słusznie zauważyła Albertyna ;-) i szukać szczęścia gdzie indziej nie zamierzam.
Nigdy nie myślałam o sobie jak o patriotce. "Patriotyzm" w wydaniu drapiącym rany i ipeenowskim mnie odpycha. Nie przywiązuję szczególnej wagi do symboli narodowych (aczkolwiek widok chłopców trzymających przed meczem dłonie na piersiach przy dźwiękach hymnu narodowego w pewien sposób mnie wzrusza i nawet gul mi w gardle potrafi stanąć…) a w domowym zaciszu psioczę sobie na - miłościwie nam urzędującą - głowę państwa. Ale jakie czasy taki patriotyzm. Skoro tu żyję, rodzę i podatki płacę i wynosić się nie zamierzam bez względu na smród, brzydotę i głupotę panoszące się wokół, patriotką chyba jednak jestem. Ja lubię ten nasz szczególny "folklor" – urzędy, w których spędza się godziny na wypełnianiu absurdalnych papierków, swojski smrodek w autobusach (trzeba pojeździć kilka miesięcy wyjałowioną komunikacją miejską w cywilizowanym świecie, żeby za smrodkiem i drącymi się pijaczkami zatęsknić) czy awantury w kolejkach (politycznie poprawne "haj" okraszone przyklejonym do twarzy "big smajl" może wyjść człowiekowi bokiem). Mimo wszystko dobrze się odnajduję w tym naszym dziwnym świecie, wiem jak się w nim poruszać. I wolę zgłębiać tę sztukę doprowadzając ją do perfekcji niż uczyć się wszystkiego od nowa gdzieś indziej...
Kiedyś podejmowaliśmy w rozmowach wątek emigracyjny. "Spakujmy się i wyjedźmy". Bo gdzieś "tam" miało nam być łatwiej. Ksenofobką nie jestem ale kosmopolitką też nie. Po liźnięciu zagranicznego życia zdecydowanie stwierdziłam, że moje miejsce jest nad Wisłą. Konkretnie w naszej szpetnej Warszawce, której nie chciałabym jednak zamienić ani na malowniczy Gdańsk czy Kraków – gród "z duszą". Kocham swoje miasto (aczkolwiek trudna to miłość, jak słusznie zauważyła Albertyna ;-) i szukać szczęścia gdzie indziej nie zamierzam.
Nigdy nie myślałam o sobie jak o patriotce. "Patriotyzm" w wydaniu drapiącym rany i ipeenowskim mnie odpycha. Nie przywiązuję szczególnej wagi do symboli narodowych (aczkolwiek widok chłopców trzymających przed meczem dłonie na piersiach przy dźwiękach hymnu narodowego w pewien sposób mnie wzrusza i nawet gul mi w gardle potrafi stanąć…) a w domowym zaciszu psioczę sobie na - miłościwie nam urzędującą - głowę państwa. Ale jakie czasy taki patriotyzm. Skoro tu żyję, rodzę i podatki płacę i wynosić się nie zamierzam bez względu na smród, brzydotę i głupotę panoszące się wokół, patriotką chyba jednak jestem. Ja lubię ten nasz szczególny "folklor" – urzędy, w których spędza się godziny na wypełnianiu absurdalnych papierków, swojski smrodek w autobusach (trzeba pojeździć kilka miesięcy wyjałowioną komunikacją miejską w cywilizowanym świecie, żeby za smrodkiem i drącymi się pijaczkami zatęsknić) czy awantury w kolejkach (politycznie poprawne "haj" okraszone przyklejonym do twarzy "big smajl" może wyjść człowiekowi bokiem). Mimo wszystko dobrze się odnajduję w tym naszym dziwnym świecie, wiem jak się w nim poruszać. I wolę zgłębiać tę sztukę doprowadzając ją do perfekcji niż uczyć się wszystkiego od nowa gdzieś indziej...
Komentarze
inowi
www.podroze-nieduze.blog.onet.pl
Ciekawie piszesz, a w zasadzie piszesz tak jak mówisz, czyli jest co poczytać...
No i czytam tego twojego bloga i czytam... i czytam... i czytam... a w zasadzie to słucham (ach ta tachnika) ...no i co? i nic.
Takie jakieś to, no takie, wiesz... poprawne, takie poprawne politycznie, rzekłbym.
To tak a propos tego całego konkursu na bloga roku, bo wiesz, może by tak spróbować z czymś ponad dobrą pracę magisterską? Może coś bardziej odkrywczego, coś jak praca doktorska?
Brakuje mi czegoś, co by mnie zastanowiło. Wiem, dzisiaj trudno jest zapodać coś co by było naprawdę poruszające, świeże i nowe. Wszystko co jest, już było, wszystko co było, znowu będzie...
Czy jest więc coś z popularnego mainstreamu, z czym się nie zgadzasz?
Pozdrawiam
Przebrzydły Troll
ps: ten konkurs na bloga jeszcze trwa? nie przegapiłem czegoś?
Ciekawe, że ujawniłeś się (jak zwykle złośliwie ;-) dopiero jak o emigracji napisałam... :P :P :P
Wszystko zależy od poziomu wrażliwości. Są osoby, które twierdzą, że odważnie piszę...
Piszę jak myślę, ale rzeczywiście nie o wszystkim. Jest jeszcze całe morze niewypowiedzianych (niewypisanych) myśli.
Piszę rozważnie bo nie lubię wzniecać sporów, które - znając możliwości anonimowych komentatorów - szybko stałyby się agresywne. A ja agresji nie lubię i w ogóle jestem człowiekiem "środka"... Taka "wyważona" natura... ;-)
podoba mi się styl pisania, "pióro" masz lekkie (nie napiszę, że raczej myszkę i klawisze, bo zabrzmi dwuznacznie), ale wiesz, no, brakuje w tym jakiegoś pazura. a może to ja po prostu pomyliłem adres...
no ale skoro już się tak przemykasz nad niektórymi tematami, to może warto walnąć mocniej?
doceniam twoją pokojową naturę i też ją bardzo lubię. sam staram się ograniczać we własnej zapalczywości ale jak widzę tą otaczającą nas głupotę - co powiesz na to: Polacy, dobry, glupi naród?
Po co mam kogoś obrzucać inwektywami? ci których ewentualnie miałabym ochotę obsmarować nie mogą się bronić bo tu nie zaglądają. i po co generalizować, ze wszyscy są "be" i ogólnie syf jeżeli to nieprawda. żeby był "pazur"??? ja jestem prosta. intrygi mnie nie kręcą, sztuczne skandale też nie. waginy z przyległościami pokazywać nie będę tylko po to żeby mi wzrosła "oglądalność". ostatnio odetchnęłam z ulgą bo tajemniczy wielbiciel z wirtuala mi się ujawnił w realu. kamień z serca... ja jestem prosta i cieszą mnie proste rzeczy. i jak już w jakimś poście wspomniałam moją uwagę w otaczającej rzeczywistości zwracają plusy. a ja to nawet minus umiem przerobić na plus w mojej mózgownicy, ha! taka choroba... ;-)
Cyca nie pokażę, to widok dla wybranych :P
potocznie oznacza skłonność do ujawniania własnych intymnych przeżyć i problemów.
jest granica między otwartością a ekshibicjonizmem
w moim pojęciu jej nie przekraczam
to ja mam się czuć komfortowo, jak kogoś coś razi to niech nie czyta po prostu...